Otworzyć się na Ducha Św.

Wieczernik jest miejscem wielkiego i głębokiego działania Boga. Jest to miejsce, które obok Nazaretu i Golgoty dla chrześcijanina powinno mieć szczególne znaczenie. Tam, w Wieczerniku, Chrystus odprawił pierwszą w świecie Mszę św. Tam nastąpiło wyświęcenie apostołów na kapłanów. W tym miejscu Chrystus ustanowił sakrament pokuty i pojednania. Wreszcie, w tym miejscu popłynęły piękne słowa najwspanialszej modlitwy arcykapłańskiej, w której Jezus wyrażał pragnienie jedności i miłości na świecie.

Stąd nie należy się dziwić, że w Wieczerniku, w miejscu tak ważnym, dokonuje się zesłanie na apostołów i Matkę Najświętszą zapowiedzianego Ducha Świętego.

Jednak zanim nastąpiło wydarzenie zesłania Ducha Św. należy podkreślić, że apostołowie byli ludźmi zamkniętymi przed światem, zalęknionymi. O tym wspomina Ewangelia z Uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Jezus poprzez swoje przyjście i wysłanie Ducha Św. napełnia ich pokojem, wysyła ich na świat i daje im wielką władzę rozprawiania się z grzechem. Od tego momentu stali się ci uczniowie innymi ludźmi. Zmienił się ich nastrój, zmieniło się ich całe życie.

Potrzeba nam i dzisiaj spojrzeć głębiej w nasze życie i działanie w nim Ducha św. Chyba za bardzo i za często wyglądamy na ludzi wiary, którzy są podobni do apostołów sprzed wydarzeń zesłania Ducha Św., pełni lęku przed wyśmianiem, że jest się człowiekiem wierzącym, obaw, że tak naprawdę wiara ma za duże wymagania, bo trzeba z całą konsekwencją przestrzegać przykazań, być wiernym sakramentom i nauce Kościoła, a to jest sprzeczne z moim rozumieniem i poszukiwaniem wolności, sprzeciwia się mojemu wygodnictwu i szukaniu przyjemności. Jest w nas dużo niepokoju, nerwowości, pośpiechu. Nie radzimy sobie z grzechem i nie rozumiemy sakramentu pojednania.

Dzisiaj w minimalnym stopniu blokuje nas przed otwarciem na działanie Ducha Św. drugi człowiek, ale więcej nasze, czy zasłyszane poglądy, szukania łatwego życia w przyjemnościach, według własnych ocen i kryteriów. A to automatycznie wiąże się z wchodzeniem na ścieżkę grzechu. Zamykamy się w chorym spojrzeniu na świat, egoistycznym traktowaniu drugiego człowieka, w nadmiernym szukaniu szczęścia i luksusu.

Z takiej formy i wizji życia nic dobrego nie może się narodzić. Wręcz przeciwnie, niezauważanie tego i nie zapobieganie może tylko pogłębiać i już tak daleko zniszczonego naszego życia.

Te chwilowe otwarcia na działanie Ducha Św., jakich świadkami byliśmy i sami uczestniczyliśmy podczas dni cierpienia i śmierci świętego Jana Pawła II, były dowodem dla nas aby było nas stać na to otwarcie. Wiemy gdzie i jak się otwierać, by czysta łaska Ducha Św. w nas i przez nas działała. Przypomnijmy sobie ile w nas wtedy było pokoju, łagodności, wzajemnego szacunku i dobra. Jak potrafiliśmy przeciwstawiać się grzechowi, albo robić porządek tam, gdzie on już zaistniał. Były to dni ogromnego trwania na modlitwie. I to potrafiliśmy uczynić pod wpływem Ducha Św. ze względu na jednego świętego człowieka.

W nas samych jest dobroć, miłość, wzajemna pomoc, walka z wadami i grzechem, jeśli skutecznie i konsekwentnie otworzymy się na Jego działanie. Będziemy kontynuatorami wydarzeń jakich doświadczali i przeżywali apostołowie po otrzymaniu Ducha Św., jeśli w nas samych będzie głębokie zrozumienie i otwarcie się na jego samego, czyli Ducha Św.

Warto pomyśleć jakie miejsce zajmuje Duch Święty w moim życiu? Czy Duch Święty jest w Wieczerniku mego serca gospodarzem, czy gościem? A może zupełnie już dla Niego nie ma miejsca w moim życiu? Wprawdzie odwiedzam Go co niedzielę w kościele, bo tak mnie wychowano, bo taki mam zwyczaj, ale czy moja obecność wynika z wiary? Czy mogę powiedzieć, że uzależniam każdy swój życiowy krok od omówienia Go z Bogiem na kolanach? Czy jest to dla mnie tak ważne jak powietrze dla życia? A może wolę, by nie wchodził w moje życie, by został w murach kościoła? Może po prostu jego styl życia nie pasuje do mojego? Może musiałbym zbyt dużo zmienić w sobie, podporządkować swój styl życia do Jego stylu, czyli do Ewangelii? Nam, współczesnym ludziom, zawsze wśród takich pytań zawsze łatwiej jest powiedzieć: to nie możliwe, za trudne, to nie dla mnie, to nie na ten czas. Jednak przy takiej „duchowej dezercji” nigdy nie zaznamy szczęścia.

Uczyńmy dzień Pięćdziesiątnicy chwilą ważnego życiowego wyboru, otwórzmy swoje serce na działanie Ducha Świętego. Powtarzajmy ustami i całym życiem: przyjdź Duchu Święty, ja pragnę… On nieustannie przychodzi, lecz Jego przyjście można porównać do cichego powiewu wiatru. Nie czekajmy tylko na ogniste płomienie. On jest delikatny i nigdy nie wchodzi nieproszony. Pozwólmy Mu działać. Nie musimy się silić na piękne, wyniosłe słowa. To On modli się w nas. „Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami.” (Rz 8,26)