Słowo na niedzielę – 21.08.11 r. – XXI niedziela zwykła

Tyś jest Mesjasz…

Jest to kluczowy moment w dziejach Jezusa – i w dziejach Kościoła, pomimo, że formalnie jeszcze on wtedy nie istniał. Co szczególnego się wtedy wydarzyło i dlaczego to wydarzenie jest takie ważne?

Otóż od tego momentu misja Jezusa na ziemi została oficjalnie potwierdzona, uznana i przyjęta przez człowieka. W imieniu ludzkości aktu tego dokonał Szymon Apostoł, odtąd nazwany przez Jezusa Piotrem – Opoką. To ciekawe, jak konsekwentny potrafi być Pan Bóg i jak liczy się z człowiekiem, z jego wolnością i zdaniem. Nie chce mu niczego narzucać na siłę, nie chce niczego robić bez nas albo poza nami. Bóg czeka na naszą zgodę, na współpracę i pomoc człowieka.

I w tym właśnie momencie Jezus zapytał człowieka – w osobach swoich uczniów, czy są gotowi na tę współpracę, czy są gotowi dać z siebie wiarę. Bo bez wiary, czyli bez uznania bóstwa Jezusa, a co za tym idzie, bez zaufania i bez posłuszeństwa Jezusowi, zbawienie byłoby niemożliwe. I dlatego tak istotna była odpowiedź na pytanie: ‘„Za kogo wy Mnie uważacie?”

Jezus poprzedził to pytanie pewnym sondażem: „Co inni sądzą o Mnie?” Odpowiedzi były przeróżne i najdziwniejsze. Wszystkie miały w sobie jakiś element lub posmak sensacji i nadziei na jeszcze więcej. Albowiem postacie Jana Chrzciciela, Eliasza, Jeremiasza, kojarzyły się Żydom z obietnicą wyzwoleńczego działania Boga, karania pogan i wywyższenia Izraela. Żydzi bardzo mocno utożsamiali zbawienie z życiem doczesnym, z ziemskim panowaniem i szczęściem. Były to jednak oczekiwania fałszywe, niezgodne z planem Boga i dlatego na takich nadziejach Jezus nie mógł budować swojej misji.

I dlatego taka radość, wręcz entuzjazm Jezusa, gdy usłyszał odpowiedź Szymona: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego!” To jest odpowiedź wiary. To nie ludzkie kalkulacje i oczekiwania ją zrodziły, lecz zaufanie do Boga, przeświadczenie o Jego miłości, wierności obietnicom i o związku Jezusa z Bogiem. Właśnie taka wiara była Jezusowi potrzebna: osobista, wolna od przesądów, plotek i politykierskiej interesowności. Dopiero taka wiara może być podstawą życia Kościoła.

I faktycznie: tę wiarę, wiarę św. Piotra, uczynił Jezus fundamentem Kościoła. Kościół po dziś dzień polega na tym wyznaniu i wciąż do niego się odwołuje. Zwłaszcza, że niejednokrotnie zjawiali się w historii ludzie, którzy na temat Jezusa snuli najróżniejsze i najdziwaczniejsze teorie. Kościół jednak woli odpowiedź Piotra, bo tylko ona została potwierdzona przez Jezusa. Zarazem Jezus wyniósł Piotra do rangi fundamentu Kościoła. Bez Piotra i jego wiary nie ma Kościoła. Sam Jezus tak chciał.

I chciał jeszcze więcej: żeby nasza współczesna wiara wyrastała z wiary Piotra, ale w sposób żywy i autentyczny, a nie tylko odtwórczy. Nie wystarczy zatem odwołać się tylko do Piotrowego wyznania – czynimy to wszak w czasie każdej mszy, ale jak mechanicznie i bezmyślnie nieraz! Musimy przyjąć świadectwo Piotrowe, zdając sobie jednak sprawę, że to sam Bóg będzie Źródłem i Dawcą naszej wiary. To musi być nasza osobista decyzja, wypływająca z żywego doświadczenia Boga, z modlitwy, z wewnętrznej więzi z Nim, a nie tylko rutynowe powtarzanie, co inni sądzą o Jezusie. Wiara ojców musi być co prawda dla nas wskazówką, ale nie może wyręczyć i zastąpić naszej osobistej wiary. Albowiem Bóg nie ma wnuków – ma tylko dzieci. Dzieci które w Niego wierzą i ufają Mu bezgranicznie. Czy zaliczam się do nich?

Ks. Mariusz Pohl